czwartek, 10 grudnia 2015

Lizaki - z jabłkami

Coś słodkiego i zdrowego - to mój ulubiony pomysł na deser. Dlatego z okazji konkursu postanowiłam przygotować lizaki kryjące w środku nasze polskie zdrowe jabłka. Idealne zarówno dla dzieci i dorosłych. Będą smakować każdemu.









Potrzebujemy:
/na ok. 10 - 15 sztuk średnich lizaków/

- 2 lub 3 jabłka np. szara reneta,
- sok z połowy cytryny,
- wykałaczki,
- 80 ml syropu kukurydzianego (do kupienia np. w Kuchniach Świata),
- 200 ml cukru białego,
- 50 ml wody
- aromat np. migdałowy, pomarańczowy, waniliowy,
- dowolne barwniki spożywcze.



Jabłka kroimy na plastry ok. 1 cm. Skrapiamy sokiem z cytryny aby nie ściemniały. Wykrawamy najlepiej foremką do ciastek ulubione kształty (u mnie kwiatki). Osuszamy ręcznikiem kuchennym. Nadziewamy na wykałaczki.


Masa lizakowa: w rondelku o grubym dnie umieszczamy syrop kukurydziany, cukier oraz wodę. Podgrzewamy na średnim ogniu. Nie mieszamy. Możemy co najwyżej poruszać co jakiś czas rondlem. Gdy cukier się rozpuści - wkładamy do naczynia termometr kuchenny i gotujemy do czasu osiągnięcia temperatury 150 st. C. ( ok. 10 - 15 minut).

W wąskich np. 3 szklankach umieszczamy odrobinę barwnika ( u mnie czerwony i zielony) i wybranego aromatu. Rozlewamy do szklanek masę cukrową i szybko mieszamy. 

Następnie zatapiamy każdy lizak osobno. Trzymamy i obracamy przez chwilę do momentu zastygnięcia masy lizakowej. Deser gotowy. Smacznego !!!



Przepis dodaję do akcji:


Moje wypieki. Wielki powrót



  z okazji wydania kolejnej książki Doroty Świątkowskiej, autorki bloga Moje Wypieki https://sklep.egmont.pl/ksiazki/literatura/p,moje-wypieki-wielki-powrot,11303.html 

niedziela, 15 listopada 2015

Chleb rosyjski z ziemniakami ...

........ na zakwasie z odrobiną drożdży suszonych, które ewentualnie można pominąć. Przepis znalazłam na blogu A. Grey Spiżarnia. Na początku trochę mnie przeraziła duża ilość ziemniaków w stosunku do mąki, ale postanowiłam wypróbować przepis i nie żałuje. Chlebek jest bardzo delikatny, ale syty i pasuje do kanapek wytrawnych i na słodko. Trzeba jedynie pamiętać, żeby odlać wodę z gotowania ziemniaków do szklanki. Recepturę pozostawiam bez zmian, ale piekłam po swojemu.




Potrzebujemy:
- 115 g aktywnego zakwasu żytniego (ja mam z mąki razowej),
- 225 ugotowanych ziemniaków utłuczonych lub przepuszczonych przez praskę,
- 2 łyżki miękkiego masła,
- 100 g wody z gotowania ziemniaków,
- 350 g mąki chlebowej (ostatecznie typ 500 też może być),
- 1,5 łyżeczki soli,
- 1/4 łyżeczki suszonych drożdży (opcjonalnie),
- 1/2 łyżeczki mielonego kminku (opcjonalnie, ja nie użyłam, bo nie lubię)

Ziemniaki mieszamy razem z masłem, a zakwas z wodą. Łączymy wszystkie składniki i wyrabiamy gładkie, dość zwarte i trochę klejące się ciasto. Najlepiej robotem z hakiem lub innym tego typu urządzeniem. Mi zajęło to 6 minut. Przykrywamy miskę folią (ja wkładam ją do reklamówki) i odstawiamy do wyrastania na ok. 1 godzinę. Ponieważ teraz mam w domu dość chłodno, pozostawiłam ciasto na 1,5 godziny.

Następnie przekładamy ciasto na omączony blat i odgazowujemy, formujemy bochenek i przekładamy do wysypanego mąką koszyka łączeniem do góry. Czas wyrastania to ok. 1 godziny.

Ja mam też inny sposób, żeby za bardzo sobie nie nabałaganić w kuchni, ponieważ chleb robię średnio co 2 dni: odcinam kawałek papieru do pieczenia (wielkości mniej więcej blaszki piekarnika), obsypuje go mąką, wykładam ciasto. uciskam, żeby odgazować, biorę jeden bok ciasta, rozciągam go (uważając, żeby nie rozerwać) i opuszczam na połowę ciasta, następnie biorę za przeciwległy bok - robię to samo. i z pozostałymi po prawej i lewej stronie też), formuje okrągły bochenek. Odwracam go delikatnie, żeby łączenie było na dole, razem z papierem przenoszę do durszlaka (bo koszyka do wyrastania jeszcze nie mam), wierzch obsypuje mąką, całość przykrywam folią i zostawiam, żeby chleb wyrósł.

Pieczenie: jeżeli mamy garnek żeliwny lub ceramiczny (tak jak ja), wstawiamy go do zimnego piekarnika i rozgrzewamy razem z piekarnikiem do 230 st. C. Zajmuje to ok. 20 minut. Czyli w tym przypadku po ok. 40 minutach wyrastania chleba włączyłam piekarnik. Gorący garnek wyjęłam z piekarnika, zdjęłam pokrywkę, za pomocą papieru do pieczenia przeniosłam chleb do garnka, odcinam wystający poza garnek papier, nacinam chleb na krzyż, przykrywam pokrywką i wstawiam z powrotem do piekarnika. Po 15 minutach zdejmuję pokrywkę, temperaturę zmniejszam do 215 st. C i dopiekam jeszcze ok. 25 minut. Po wyłączeniu piekarnika zostawiam jeszcze chleb na jakieś 5 - 10 minut i dopiero teraz otwieram i wyjmuje garnek. Zdejmuje papier do pieczenia i przekładam chleb do wystudzenia na kratkę. Upieczony chleb postukany od spodu wydaje głuchy odgłos.




Jeżeli nie dysponujemy takim garnkiem, przekładamy chleb na nagrzaną w piekarniku blachę. nacinamy szybko na krzyż. Ściany piekarnika spryskujemy delikatnie wodą. Po 15 minutach otwieramy na chwilę piekarnik, aby wypuścić parę, temperaturę zmniejszamy do 210 st. C i pieczemy dalej ok. 25 minut.


wtorek, 3 listopada 2015

Sałatka z quinoa, buraczkiem i i pomarańczą

O wartościach odżywczych quinoa czy inaczej komosy ryżowej można przeczytać w internecie same dobre rzeczy: duża zawartość roślinnego białka, witaminy, aminokwasy. Dlatego staram się ją włączać do swojej diety. Dziś w połączeniu z buraczkami i pomarańczą. Powstała bardzo smaczna sałatka na późny obiad. Poniżej podaje proporcje na sałatkę dla jednej osoby.

Potrzebujemy:
- 1/2 szklanki ugotowanej i ostudzonej komosy ryżowej
(u mnie trójkolorowa),
- 1 pomarańcza,
- 1 burak upieczony lub ugotowany na parze,
- 1 łyżka posiekanej natki pietruszki,
- 1 łyżka oliwy z oliwek,
- 1 łyżka soku z cytryny,
- 1/2 łyżeczki miodu,
- 1/2 ząbka czosnku,
- sól, pieprz.

Pomarańczę obieramy i filetujemy, a każdy kawałek kroimy na 3 części, Buraka kroimy w drobną kostkę. W misce łączymy pomarańczę, buraczka, komosę ryżową i natkę. Z oliwy, soku z cytryny, miodu, przeciśniętego przez praskę czosnku, soli i pieprzu (oraz jeśli powstał przy krojeniu to soku z pomarańczy) przygotowujemy sos, którym oblewamy sałatkę. Mieszamy. Konsumujemy od razu po przyrządzeniu lub po schłodzeniu w lodówce.



piątek, 30 października 2015

Paluchy wiedźmy - maślane ciasteczka

Pyszne kruche, maślane ciasteczka uformowane specjalnie z okazji Halloween w paluchy wiedźmy. W internecie krąży ten sam przepis, ale jest różne jego wykonanie. Ja sposób przygotowania zaczerpnęłam z Małej Cukierenki  klik, jest tam też filmik, na którym można obejrzeć proces produkcji ciasteczek. Ja zmieniłam sposób "montowania" paznokcia. Z podanej porcji wychodzi ok. 40 paluchów.




Potrzebujemy - składniki powinny być w temperaturze pokojowej:
- 220 g masła,
- 3/4 szklanki cukru pudru,
- kilka kropli aromatu waniliowego i migdałowego
(ja użyłam jedynie 1,5 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią),
- 1 jajko,
- 2 i 2/3 mąki pszennej tortowej najlepiej,
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia,
- szczypta soli
- troszkę dżemu - najlepiej z czerwonych owoców
- ok. 25 migdałów.



Masło ucieramy z cukrem pudrem (i jeśli używamy to cukrem z wanilią) na puszystą masę przez ok. 3 minut. Dodajemy jajko. Miksujemy tylko do połączenia składników.

Do przygotowanej masy dodajemy przesianą mąkę wraz z proszkiem do pieczenia, aromaty i sól. Miksujemy aż powstanie kruszonka. Teraz ugniatamy wszystko do jednej kuli. Ciasto będzie bardzo miękkie i się kleiło. Nie należy go długo wyrabiać. Następnie owijamy w folię spożywczą i wstawiamy do lodówki na ok. 30 minut.

Migdały kroimy na pół wzdłuż. Można też użyć całych (wtedy będziemy potrzebować ok. 45 sztuk) bądź płatków migdałowych.

Wyjmujemy ciasto partiami. Ja podzieliłam je na 4 części. Gdy z jednej przygotowywałam ciasteczka, reszta była nadal w lodówce.

Formujemy ciasteczka: odrywając kawałki ciasta wielkości orzecha włoskiego, rolujemy na podsypanej mąką stolnicy cienki wałeczek grubości mniej więcej najmniejszego palca, bo ciastka urosną w piekarniku prawie dwukrotnie. W każdym wałeczku robimy dwa wgłębienia. Na końcu smarujemy odrobiną dżemu (przytwierdzi to migdał do ciastka - inaczej po upieczeniu odpadnie, a przy okazji nadaje więcej grozy :), wbijamy migdał, na "górce" robimy kilka kresek ostrym nożem (na wzór palca).



Ciasteczka układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce. Można jeszcze schłodzić, aby się nie rozpłynęły w trakcie pieczenia. Ja wyniosłam całą blachę na balkon na czas nagrzewania piekarnika. Pieczemy z termoobiegiem w temperaturze 170 st. C przez 15 - 17 minut.





sobota, 24 października 2015

Kąski z piersi kurczaka pieczone w piekarniku

czyli domowa wersja tortilli ala KFC. Tyle, że mniej kaloryczna. Kąski nie są smażone na głębokim tłuszczu, a mimo to panierka jest bardzo chrupiąca. Na tortille wykładam pokrojoną w paseczki sałatę lodową, plastry świeżego ogórka, w sezonie jeszcze pomidora, upieczone kąski, polewam sosem majonezowo - jogurtowym (majonez wymieszany pół na pół z jogurtem greckim) oraz ketchupem. Zwijam w rulonik i gotowe. Kąski można również jeść w towarzystwie jakiegoś sosu, surówki i ryżu.

Potrzebujemy (na 5 porcji):
- ok. 350 g piersi z kurczaka,
- płatki kukurydziane,
- 2 łyżki oliwy,
- papryka słodka,
- papryka ostra,
- kurkuma,
- oregano,
- 1 jajko,
- 1 łyżka wody,
- 1 ząbek czosnku,
- pieprz, sól.

W miseczce mieszamy wyciśnięty przez praskę czosnek, sól, pieprz, ok. 1/4 łyżeczki papryki ostrej, po 1/2 łyżeczki papryki słodkiej i oregano oraz oliwę.  Pierś kroimy na kawałki ok. 3 cm. Wrzucamy do miseczki z przyprawami, mieszamy, przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy do lodówki przynajmniej na pół godziny.

Płatki kukurydziane kruszymy bardzo drobno - w blenderze lub "ręcznie".

Do drugiej miseczki wbijamy jajko, dodajemy 1 łyżkę wody, przyprawy do smaku: kurkuma, ostra papryka i sól i mieszamy do połączenia.

Piekarnik nagrzewamy do 200 st. C.  Piersi moczymy w jajku, obtaczamy w rozdrobnionych płatkach i wykładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy ok. 20 - 25 minut.



piątek, 23 października 2015

Pierogi z brokułem i serem

Razem z mężem uwielbiamy pierogi. Ale brokuła już tylko ja :) Ponieważ mąż dziś na popołudniowej zmianie, na obiad przyrządziłam coś specjalnego dla siebie. Na blogach mirabelkowy kamcis życie ze smakiem znalazłam przepisy na pierogi z brokułami - z serem topionym i żółtym serem (klik) oraz fetą (klik). Wykorzystałam obydwa przepisy (z moimi drobnymi zmianami w proporcji składników) na nadzienie i obydwa mi bardzo smakowały. Ciasto zrobiłam według własnego pomysłu, coś pomiędzy pierogami a ciastem na makaron. Bardzo pasowało do nadzienia.

Potrzebujemy (na ok. 20 sztuk):
- 200 g mąki pszennej typ 500,
- ok. 100 ml ciepłej wody,
- 1 żółtko,
- szczypta soli. 

Wszystkie składniki razem łączymy i wyrabiamy dość elastyczne ciasto, choć raczej twarde. W razie potrzeby podlewamy wodą lub podsypujemy mąką. Zawijamy w folię spożywczą i odstawiamy na 15 minut.

Nadzienie z serem żółtym i topionym:
- 1 brokuł,
- 80 g sera topionego - u mnie hochland gouda,
- 50 g żółtego sera startego na tarce o dużych oczkach,
- 1 ząbek czosnku,
- odrobina posiekanej natki pietruszki,
- sól, pieprz.

Brokuła gotujemy na parze lub ostatecznie w wodzie (wtedy odcedzamy) ok. 20 minut. Studzimy. Ja ugotowałam po prostu dzień wcześniej. Rozgniatamy go widelcem wraz serkiem topionym, przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Następnie mieszamy ze startym żółtym serem. Doprawiamy pieprzem i solą.

Nadzienie z serem typu feta:
- 1 brokuł,
- pół kostki fety czyli ok. 120 g,
- 1 ząbek czosnku,
- pieprz (bez soli, bo feta jest dostatecznie słona).

Ugotowanego brokuła rozgniatamy z fetą, przeciśniętym przez praskę czosnkiem, Doprawiamy pieprzem.

Gdy już mamy farsz gotowy, przystępujemy do rozwałkowywania ciasta, napełniania i lepienia pierogów. Wrzucamy je do osolonego wrzątku z dodatkiem łyżki oleju. Gotujemy ok. 4 - 5 minut. Można podać okraszone podsmażoną cebulką lub polane jogurtem.







Sałatka z kalafiora, pomidora i jajka

czyli ostatni swojski pomidor w tym roku. Niestety mija najlepszy czas, kiedy bazarki wypełnione były świeżymi warzywami i owocami, dostarczanymi praktycznie prosto z pola i sadu. Bezkarnie objadałam się truskawkami, czereśniami, wiśniami, porzeczkami, botwinką, sałatą, pomidorami z własnej uprawy i młodymi ziemniakami, kapustką, cukinią. Teraz do takiej wyżerki trzeba czekać przynajmniej pół roku. Na szczęście na pocieszenie zostały mi polskie jabłka, a najlepsze moim zdaniem w tym roku są Szare Renety. Nie tylko na szarlotkę, ale i tak do zjedzenia na surowo. Ostatnie swoje pomidory zjadłam w towarzystwie jajek i kalafiora.

Potrzebujemy:
- pół kalafiora,
- 2 pomidory,
- 8 jajek przepiórczych lub 4 kurze, ugotowane na twardo,
- 2 łyżki jogurtu naturalnego,
- 2 łyżki majonezu,
- 1 ząbek czosnku,
- odrobina koperku,
- 1 łyżeczka soku z cytryny,
- sól, pieprz.


Kalafiora gotujemy na parze ok. 15 minut lub w wodzie, tak żeby był lekko twardy. Studzimy. Kroimy na różyczki.

Przygotowujemy sos: majonez, jogurt, sok z cytryny, sól, pieprz i wyciśnięty przez praskę czosnek mieszamy razem.

Jaja przepiórcze kroimy na pół, a kurze w ósemki. Pomidory w dowolne kawałki.  Wszystko zalewamy sosem. Posypujemy koperkiem. Odstawiamy do lodówki na min. 30 minut. Smacznego





czwartek, 22 października 2015

Naleśniki z kaszy jaglanej

Poszukując przepisu na zdrowy krem czekoladowy, trafiłam na blogu Smakoterapia na naleśniki z ugotowanej kaszy jaglanej (klik). Zaciekawiły mnie bardzo i przepis wypróbowałam. W oryginale zostało użyte mleko ryżowe, ja takiego nie miałam, więc zastąpiłam mlekiem sojowym waniliowym pół na pół wymieszanym z wodą przegotowaną. Dzięki temu naleśniki zyskały wspaniały waniliowy aromat. 

Potrzebujemy na ok. 10 naleśników:
- 10 łyżek ugotowanej kaszy jaglanej (wystudzonej, może być z poprzedniego dnia),
- 1 szklanka mleka ryżowego albo sojowego wymieszanego pół na pół z wodą, ostatecznie sama woda,
- 6 - 8 łyżek skrobi kukurydzianej,
- szczypta soli - jeżeli kasza nie była solona wcześniej
- opcjonalnie 1 jajko - ja nie dodałam,
- 3 - 4 łyżki oleju kokosowego w stanie płynnym - ostatecznie można użyć innego oleju.
+ troszkę oleju do smażenia.

Kaszę przełożyłam do pojemnika blendera i dolałam część mleka. Zmiksowałam na gładko. Następnie dodałam pozostałe składniki i jeszcze krótko blendowałam. Nie mam mikrofalówki, zatem aby uzyskać olej kokosowy w płynie wstawiłam szklankę z odmierzoną ilością do ciepłej wody. Ładnie się rozpuścił.

Jeśli chodzi o konsystencję ciasta - powinno być nieco gęstsze niż na tradycyjne naleśniki. Ja najpierw usmażyłam pierwszego naleśnika - okazało się ciasto za gęste - dolałam nieco wody.

Patelnię smarujemy dobrze tłuszczem i nagrzewamy. Zgodnie z przepisem - należy smarować patelnię tylko za pierwszym razem, ale ja smarowałam jeszcze odrobiną oleju kokosowego co kilka naleśników. Wlewamy ciasto na patelnie i na średnio mocnym ogniu smażymy naleśniki z obu stron, delikatnie je przewracając. Moim zdaniem smażą się dłużej niż te tradycyjne. Ale naprawdę są bardzo dobre. Zajadałam z konfiturą z owoców leśnych.


wtorek, 20 października 2015

Muszle makaronowe nadziewane mięsem mielonym

Zbliża się pora obiadowa... I co na obiad? ... Dziś szef kuchni poleca - zapiekany makaron conchiglioni nadziewany mięsem mielonym. Aktualnie w Lidu jest tydzień włoski i bez problemu można znaleźć takie duże muszle i bardzo dobrą passatę. Danie jest naprawdę pyszne. Polecam.

Na 2 porcje (forma o wymiarach 25 x 17 cm) :

- ok. 16 sztuk muszli.

Na farsz:
- 350 g mielonego mięsa (może być wieprzowo - wołowe lub tylko wieprzowe)
- 1 duża marchewka,
- 1 cebula,
- 1/2 papryki czerwonej,
- 1 duży mięsisty pomidor,
- 1 lub 2 ząbki czosnku,
- zioła dalmatyńskie Kotanyi,
- papryka ostra i słodka,
- sól, pieprz
- olej lub oliwa do smażenia.

Na sos pomidorowy:
- 1,5 szklanki passaty pomidorowej,
- 1 łyżka oliwy,
- 1/2 łyżeczki cukru,
- zioła dalmatyńskie,
- ostra i słodka papryka,
- sól, pieprz.

Ponadto ok. 5 do 10 dag twardego sera żółtego np. Bursztyn, Dziugas.

Wlewamy do rondelka passatę, dodajemy oliwę i gotujemy na niewielkim ogniu ok. 5 minut. Doprawiamy solą, pieprzem, cukrem i przyprawami. Odstawiamy.

Na patelni podsmażamy cebulę pokrojoną w drobną kostkę, następnie wrzucamy startą na tarce o grubych oczkach marchewkę, chwilę smażymy razem, stopniowo dorzucamy mięso ( w taki sposób aby nie ochłodzić patelni i mięso się smażyło, aby nie zdążyło puścić soków - marchewkę z cebulą zgarniamy na bok patelni a na wolnej przestrzeni smażymy mięso, gdy dana porcja się podsmażymy przesuwamy ją do marchewki). Solimy, doprawiamy pieprzem, przyprawami oraz wyciśniętym przez praskę czosnkiem, dodajemy pokrojoną w drobną kostkę paprykę, pomidora, przykrywamy pokrywką i dusimy ok. 15 minut. Przekładamy do miseczki i odstawiamy do ostudzenia.

W tym czasie gotujemy makaron według przepisu na opakowaniu. Odlewamy na durszlaku, przelewamy zimną wodą.

Do naczynia żaroodpornego wlewamy przygotowany wcześniej sos pomidorowy. Nadziewamy każdą muszelkę farszem i ścisło układamy w naczyniu. Sosu pomidorowego musi być przynajmniej do połowy wysokości muszelek (po ułożeniu).

Naczynie przykrywamy folią aluminiową i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 st. C na 30 minut. Po 20 minutach - zdejmujemy folię, makaron posypujemy startym żółtym serem. Pieczemy dalej 10 minut.

Podajemy z surówka np. (tarta czarna rzepa + jabłko + marchew + 2 łyżeczki śmietany 18%) lub samodzielnie.



sobota, 17 października 2015

Golonka wolnopieczona

W mojej rodzinie nie ma wielu fanów golonki, ale ja uwielbiam. Mięsko jest miękkie, lekko kleiste no i troszkę tłuste. Ale raz na jakiś czas, nie zaszkodzi. Przy tym przepisie nie ma dużo pracy, trzeba mięso zamarynować na noc, potem jeszcze trochę doprawić, zalać piwem i piec ok. 3 - 3,5 godziny. Wybrałam przyprawy, które ułatwią trawienie czyli majeranek i kumin. Mięso najlepiej piec w garnku glinianym lub ceramicznym, ostatecznie w dowolnym naczyniu żaroodpornym z przykrywką. Niższa temperatura i dłuższy czas pieczenia powodują, że golonka jest naprawdę aromatyczna i mięciutka. Podałam ją z musztardą chrzanową oraz buraczkami duszonymi z jabłkiem *.

Potrzebujemy:
- świeżą golonkę (moja ważyła 0,87 kg) lub dwie
- 1 cebula,
- 4 ząbki czosnku,
- 2 łyżki suszonego majeranku,
- 1 łyżeczka ostrej papryki,
- 1 łyżeczka kminu rzymskiego,
- 3 listki laurowe,
- sól,
- świeżo mielony pieprz,
- 2 - 3 łyżki oleju,
- 1 szklanka jasnego piwa.

Golonkę dokładnie myjemy, osuszamy, skórę nacinamy w kilku miejscach. Olej mieszamy z majerankiem, solą i pieprzem. Nacieramy golonkę. Owijamy w folię spożywczą i wstawiamy do lodówki na całą noc.

Następnego dnia golonkę dodatkowo oprószamy ostrą papryką. Do naczynia żaroodpornego wlewamy piwo, wkładamy przecięte na pół ząbki czosnku (bez obierania), pociętą na ćwiartki cebulę, listki laurowe i rozrzucamy po całym naczyniu kumin. Wkładamy golonkę. Naczynie przykrywamy. Wstawiamy do zimnego piekarnika. Ustawiamy temperaturę 180 st. Pieczemy przez pierwszą godzinę. Następnie zmniejszamy do 160 st. i pieczemy dalej ok. 2 - 2,5 godziny. Na 15 minut przed końcem pieczenia można zdjąć pokrywkę, żeby mięsko się bardziej przypiekło z wierzchu, ale nie ma takiej konieczności. I gotowee ... :)








* 4 średnie buraczki wyszorować, osuszyć, owinąć folią spożywczą i dorzucić w trakcie pieczenia do piekarnika. Po godzinie wyjąć i pozostawić do wystudzenia. Zetrzeć na tarce o grubych oczkach wraz z jabłkiem, wrzucić na patelnie, posolić i dusić ok. 10 minut.


poniedziałek, 5 października 2015

Chleb pszenno - żytni ze słoniecznikiem i otrębami

Jest to szybki i bezproblemowy przepis. Ciasto na chleb wystarczy wymieszać łyżką. Pasuje do wszystkiego: i do kanapki z wędliną i kanapki z białym serem i miodem. Przepis znalazłam na stronie przepis na chleb klik. Zmniejszyłam składniki o 1/3, żeby można było upiec chleb w keksówce o wymiarach 30/11 cm. Składniki podane są w gramach. Jeżeli nie dysponujemy wagą - można posiłkować się przelicznikami wag na mililitry w internecie.

Potrzebujemy:

Na zaczyn:

- 50 g aktywnego zakwasu żytniego (tj. ok. 2 łyżek),
- 90 g mąki żytniej razowej typ 2000,
- 130 g letniej wody (zaczyn będzie płynny ale nie może być wodnisty).

Wszystkie składniki mieszamy w misce łyżka (najlepiej niemetalową) tylko do ich połączenia. Przykrywamy folią spożywczą (lub wkładamy miskę do czystej reklamówki) i odstawiamy na ok. 12 godzin w temperaturze pokojowej. Ja najczęściej taki zaczyn przygotowuje rano ok. godziny 6 i po 18 przechodzę do dalszego etapu.

Ciasto właściwe:
- 340 g mąki pszennej typ 500 lub 550,
- 15 g otrębów pszennych,
- 1,5 łyżeczki soli najlepiej niejodowanej np. kamiennej do przetworów,
- 70 g słonecznika (kupuje w Lidlu) - 2 łyżki zostawić do posypania chleba,
- 230 g wody,
- cały zaczyn.

Wszystkie składniki umieszczamy w misce i mieszamy łyżką (bądź robotem z hakiem) do momentu aż uzyskamy gładkie ciasto. Łyżką zajmuje to mniej więcej  6 - 7 minut. Ciasto nie może się rozlewać, jest dość gęste, stawia opór przy mieszaniu, ale nie da się z niego uformować kuli. Gdy ciasto rośnie jego konsystencja staje się bardziej luźna, więc za rzadkie ciasto da nam zakalec. Z kolei za gęste spowoduje to, że chleb będzie słabo rósł i stanie się po upieczeniu twardy. Ale doświadczenie czyni mistrza :)

Keksówkę smarujemy dokładnie olejem i obsypujemy np mąką razową żytnią. Wykładamy ciasto. Wyrównujemy zwilżoną łyżką. Obsypujemy słonecznikiem, którego lekko wciskamy w wierzch ciasta. Przykrywamy keksówkę folią. Ja wstawiam do dużej reklamówki w taki sposób, aby folia nie przykleiła się do rosnącego ciasta, bo odrywanie jej może spowodować, że ciasto opadnie.

Tak przygotowane ciasto odstawiamy do wyrośnięcia na ok. 3 do 5 godzin. Gdy będzie słabo rosło tzn. po 2 godzinach ciasta nie przybędzie - można delikatnie podgrzać piekarnik i tam wstawić keksówkę. U mnie na razie zakwas sobie radzi w temperaturze pokojowej i ciasto wyrasta ok. 3 godzin, a niedługo liczę na ciepłe kaloryfery.

Gdy ciasto urośnie dwukrotnie (z tych proporcji prawie pod sam brzeg formy), nagrzewamy piekarnik do 230 st. C. (bez termoobiegu). Ciasta trzeba troszkę pilnować. Nie może przerosnąć, bo w końcu zacznie opadać.

Chleb wstawiamy do dobrze nagrzanego piekarnika. Pieczemy 10 minut i następnie zmniejszamy temperaturę do 200 st. C. Pieczemy dalej ok. 50 minut. Skórka będzie ładnie zrumieniona.

Opcjonalnie: Po wstawieniu chleba można ścianki piekarnika spryskać lekko wodą. Ja na przykład wstawiam małe żaroodporne naczynie z wrzątkiem i po 10 minutach (gdy należy zmniejszyć temperaturę) otwieram piekarnik i wyjmuje je. Chleb który cały czas dostaje wilgoć, nie upiecze się.

Po wyłączeniu piekarnika, chleb pozostawiam jeszcze na kilka minut, następnie otwieram piekarnik, delikatnie wyjmuje chleb z formy (czasami wystarczy tylko puknąć w dno a czasami trzeba obkroić dookoła nożem) i studzę chleb na kratce. Mam  taką kratkę na "nóżkach", choć czasami chleb zostawiam po prostu bokiem na keksówce. Najważniejsze żeby go wyjąć z formy i mógł odparować, bo inaczej będzie gliniasty w środku.  Upieczony chleb popukany od spodu wydaje głuchy odgłos. Świeżego chleba na zakwasie nie należy od razu kroić, a przynajmniej po przestudzeniu. U mnie piecze się wieczorem i rano na śniadanie jest gotowy.




Mamy zakwas żytni i co dalej

1. Jak dokarmiać aktywny zakwas?
aktywny zakwas

Jeśli już mamy aktywny zakwas - swoją własną kulturę dzikich bakterii, trzeba się nim odpowiednio zająć, żeby służył jak najdłużej. Im starszy zakwas tym większa jego moc.

Zakwas powinien być przechowywany w uprzednio wyparzonym słoiku (najlepiej o pojemności 1 litr). Musi mieć dostęp do powietrza, więc słoik należy przykryć gazą bądź kawałkiem pieluszki tetrowej i zabezpieczyć recepturką, żeby nic do niego nie wpadło.

Co jakiś czas należy zakwas "przeprowadzić do nowego domku". Aby nie zaczęła pleśnieć mąka zgromadzona na ścianach słoika.

Konsystencja zakwasu - dość gęsta. Przyrównałabym ją do gęstej śmietany, może nawet trochę bardziej. Wtedy łatwiej jest go przechowywać. Zapach - przypomina aceton bądź ocet jabłkowy. Dopóki nie ma pleśni jest dobry. Czasami może się rozwarstwić. Wystarczy zamieszać.

Zakwasu nie powinno być dużo w słoiku. Jedynie na potrzeby danego przepisu na chleb można go wyhodować więcej.

Ja zostawiam tak "na oko" 4 łyżki aktywnego zakwasu (jeśli mam więcej wyrzucam), które dokarmiam 3 płaskimi łyżkami mąki żytniej razowej typ 2000 i ok. 3 łyżkami wody. Powinno być mniej więcej tyle samo wody co mąki.

Używam letniej wody z kranu. Ważne żeby nie była chlorowana, bo pozabija nasze bakterie i jak widać w Warszawie nie jest, bo mój własnoręcznie wyhodowany zakwas od miesiąca ma się dobrze.

Zakwas powinno się dokarmiać co 12 - 16 godzin, jeżeli trzymamy go w temperaturze pokojowej. Po mniej więcej 10 godzinach od dokarmienia nadaje się do użycia do ciasta na chleb.


2. Jakiej mąki użyć?

Zakwas żytni najlepiej dokarmiać mąką żytnią razową typ 2000 /w ostateczności także można czasami podkarmić żytnią chlebową typ 720/. Ja najbardziej lubię mąki firmy Młynomag. Kiedyś zamawiałam bezpośrednio u producenta, a teraz są dostępne w sieci marketu Carrefour.




2.Jak przechowywać zakwas?

Po wykorzystaniu części zakwasu do chleba, resztę  jeszcze dokarmiam i odstawiam na max. 12 godzin w temperaturze pokojowej i po tym czasie odstawiam go do lodówki. Uwaga:  nie można chować do lodówki świeżo dokarmionego zakwasu.

Na pewno nie możemy zapominać o naszym zakwasie w lodówce, żeby się nie zepsuł. Trzeba go co jakieś parę dni wyjąć z lodówki, zdjąć powstały "kożuszek" z powierzchni i wraz z częścią zakwasu wyrzucić, a resztę dokarmić i odstawić na ok. 12 h w temperaturze pokojowej. Zakwas znowu jest gotowy do użycia.

Ja często piekę chleb więc praktycznie cały czas jest dokarmiany co 12 h, a w lodówce stoi bardzo rzadko.

poniedziałek, 21 września 2015

Tort 'Kraina Lodu' Elsa

Uwielbiam piec ciasta i chleby. O ile umiejętności piekarnicze jakieś tam mam. To już z ozdabianiem jest gorzej. Na szczęście wtedy z pomocą przychodzi mi mąż. I razem potrafimy stworzyć coś fajnego. W ten weekend przygotowaliśmy tort 'Kraina Lodu' na urodziny naszej Chrześnicy.
Tort składa się z dwóch biszkoptów, na które przepisy znalazłam na stronie mojewypieki.com: rzucanego i migdałowego. Dalej będzie nam potrzebny mus malinowy, krem z białej czekolady (przepis ze strony Kwestia Smaku), masa lizakowa (przepis video Cookies Cupcakes and Cardio), cukrowe gwiazdki w kolorze białym i niebieskim (kupiłam gotowe) oraz postacie z bajki Kraina Lodu. Nam niestety udało się  nabyć jedynie Elsę (wysokość ok. 10 cm). Tort wzorowałam na przepisie Cookies Cupcakes and Cardio (klik). Poniżej mój sposób wykonania. Byłam zadowolona z efektu końcowego, zarówno smakowego jak i wizualnego. Mam nadzieje, że Jubilatka też :)


Biszkopt rzucany (tortownica o śr. 23 cm)

Jest to przepis na najlepszy biszkopt, który do tej pory upiekłam, puszysty, bez dodatku proszku do pieczenia, po upieczeniu praktycznie nie opada. Moim zdaniem sekret udanego ciasta wynika z kilku szczegółów: 1. jaja powinny być w temperaturze pokojowej (należy je wyjąć na ponad 2 godziny przed wypiekiem); 2. należy prawidłowo ubić jajka tzn. nie przebić ich - białka należy ubijać do pierwszego momentu tzw. "sztywnej piany", następnie dodawać po jednym żółtku krótko miksując do połączenia 3. umiejętne wymieszanie masy jajecznej z przesianą mąką (przesiewam dwa razy - najpierw łącze obydwie mąki i przesiewam do miseczki, następnie znowu przez sitko przesiewam do jajek). Należy mieszać szpatułką lub łyżką ruchami skierowanymi od dna do góry i jednocześnie obracać misą). 4. rzuceniem upieczonym biszkoptem w tortownicy z wysokości ok. 60 cm. 5. papierem do pieczenia wykładamy tylko dno, a boków nawet niczym nie smarujemy.

Potrzebujemy:
- 5 dużych jaj (lub 6 mniejszych),
- 3/4 szklanki mąki pszennej tortowej,
- 1/4 szklanki mąki ziemniaczanej,
- 3/4 szklanki drobnego cukru do wypieków.

Piekarnik nagrzewamy do 170 st. C. Białka oddzielamy od żółtek. Ubijamy białka na sztywną pianę. Dodajemy po 1 łyżce cukru ubijając po każdej porcji. Chwilę jeszcze ubijamy o dalej miksując dorzucamy po 1 żółtku. I tu robota miksera się kończy. Teraz przesiewamy wymieszane mąki do masy jajecznej. Ja dodawałam mąkę w trzech porcjach. Ciasto przelewamy do tortownicy. Wyrównujemy wierzch. Pieczemy na środkowej półce piekarnika ok. 35 - 40 minut. Po wyłączeniu piekarnika, wyjmujemy biszkopt i zrzucamy go z wysokości ok. 60 cm na podłogę lub blat w kuchni. Ponownie wstawiamy do piekarnika z uchylonymi drzwiczkami do wystudzenia. Upieczony biszkopt jet na tyle wysoki, że można go podzielić na 3 lub 4 blaty.



Biszkopt migdałowy (tortownica ok. 18 cm):

- 2 duże jaja,
- 1 łyżka letniej wody,
- 1/2 szklanki mielonych migdałów,
- 1/2 szklanki mąki pszennej,
- 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia,
- ok. 1/2 szklanki drobnego cukru (lub troszkę mniej),
- kilka kropli aromatu migdałowego (opcjonalnie).

Piekarnik nagrzewamy do 170 st. C. Jaja ubijamy razem z cukrem i wodą (i olejkiem) do puszystej prawie białej masy. Ja ubijałam nieco ponad 10 minut mikserem. Do masy jajecznej dodajemy przesianą mąkę z proszkiem i migdały ( na 2 razy), delikatnie mieszamy. Pieczemy na środkowej półce piekarnika ok. 20- 25 minut.

Krem biała trufla (do przełożenia obydwu biszkoptów i dekoracji):
- 260 g białej czekolady (ja miałam z Lidla),
- 500 g serka mascarpone w temperaturze pokojowej,
- 340 g śmietany 30% (prawie całe opakowanie 400 ml),
- 3 łyżeczki cukru pudru.
- opcjonalnie 1 łyżka żelatyny rozpuszczona w niewielkiej ilości gorącej wody-następnie ostudzona).

Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej (woda letnia, żeby czekolada się nie rozgrzała za bardzo). Do rozpuszczonej czekolady dodajemy żelatynę i stale mieszamy. Następnie porcjami po 1 łyżce dodajemy mascarpone ciągle mieszając. Śmietanę ubijamy z cukrem. Łączymy masę czekoladową z bitą śmietaną bardzo delikatnie (tak jak ciasto na biszkopt).

Do nasączenia:
-3/4 szklanki przegotowanej wody,
- 1 łyżeczka cukru pudru,
- sok z połowy cytryny.

Wszystko razem mieszamy.

Mus malinowy:
- 400 g malin, świeżych lub mrożonych,
- sok z cytryny,
- 2 łyżki cukru,
- 1 łyżka żelatyny rozpuszczonej w niewielkiej ilości gorącej wody.

Maliny rozgniatamy i podgrzewamy z cukrem. Chwilę gotujemy. Dodajemy sok z cytryny do smaku. Ponad połowę musu przecieramy przez sitko, aby pozbyć się nadmiaru pestek. Do jeszcze gorącego musu dodajemy żelatynę i energicznie mieszamy. Pozostawiamy do ostygnięcia i zgęstnienia (uwaga aby mus całkowicie się nie stężał).

Masa lizakowa:
- 3/4 szklanki syropu kukurydzianego (koniecznie),
- 1/2 szklanki wody,
- 1 i 3/4 szklanki cukru
- kilka kropel barwnika niebieskiego.

Wszystkie składniki (oprócz barwnika) umieszamy w rondelku o grubym dnie. Na średniej mocy kuchenki podgrzewamy  wszystko razem. Uwaga: nie mieszamy łyżką, możemy jedynie co jakiś czas pokręcić samym rondelkiem. Gdy cukier się rozpuści wkładamy do rondelka termometr kuchenny i czekamy aż masa osiągnie temperaturę 150 st. C. (300 st. F). Trwało to ok. 10 minut. Jeszcze ogrzewając dodajemy barwnik do uzyskania wymaganego koloru. Szybko, ale ostrożnie, bo masa jest bardzo gorąca. wylewamy ją na wyłożoną papierem do pieczenia blachę (tą dużą z piekarnika). Po ostygnięciu kroimy nożem z "piłką" (może być taki do pieczywa) do wymaganych rozmiarów.


Składanie tortu:

Większy biszkopt dzielimy na 3 blaty, a mniejszy na 2. Nasączamy. Wykładamy gęstniejący mus malinowy. Na chwilę pozostawiamy, żeby nieco stężał.

Wykładamy krem z białej czekolady, uważający aby nie pomieszać z musem. Ja wykładałam porcjami łyżką dookoła tortu i kilka na środku i potem delikatnie te porcję rozpłaszczałam.

Teraz składamy każdy biszkopt. Cienką warstwą smarujemy boki (potem jeszcze będą poprawki). Mniejszy docinamy do odpowiedniego kształtu. Układamy jeden na drugim -  tak jak na zdjęciach poniżej:


Żeby wzmocnić nasz tort najlepiej wcisnąć docięte na odpowiednią wysokość patyczki (np. takie jak do szaszłyków). Teraz poprawiamy boki i ewentualnie górne warstwy biszkoptów. Krem ma imitować śnieg, więc nie musi a nawet nie powinien być idealnie równo rozsmarowany. Układamy wycięte lizaki i obsypujemy gwiazdkami śniegowymi.


Wstawiamy do lodówki do stężenia kremu (przynajmniej na 3 godziny). Na koniec dodajemy figurki postaci z bajek i świeczki.





poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Ciasto czekoladowe ze śliwkami

Lato w mieście nie jest fajne: upał, duszno, nic się nie chce. Jednym słowem  męczarnia. Pocieszeniem dla mnie, że mimo tej suszy, na bazarkach są wspaniałe owoce. A że lubię ciasta z owocami często teraz szukam czegoś do upieczenia na necie. Piekłam niedawno owsianą szarlotkę ale nie przypadła mi do gustu. A przepis na ten smakołyk znalazłam na stronie Małej Cukierenki klik. Bardzo proste i szybkie w przygotowaniu. Piekłam już dwa razy i zauważyłam, że wynik zależy od jakości użytych produktów. Najlepszy wynik uzyskałam, gdy piekłam na bazie masła z Lidla a połowę cukru brązowego zastąpiłam białym drobnym. Cukier brązowy bardzo wolno się rozpuszcza i mimo tego, że za drugim razem wykorzystałam cukier trzcinowy zmielony w młynku do kawy, to ciasto nie miało tej samej puszystości. Oczywiście najważniejsze jest, żeby składniki były w temperaturze pokojowej (mleko, jajko, masło). Podane proporcje (miarowa szklanka to stara szklanka arcoroc - 250 ml) są dostosowane do okrągłej foremki o średnicy 20 cm.


Potrzebujemy:
- 5 dużych śliwek,
- 1 i 1/3 szklanki mąki pszennej,
- 100 g masła + masło do formy,
- 1 duże jajko,
- szczypta soli,
- 1/4 szklanki kakao,
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia,
- 1/2 szklanki mleka,
- 2/3 szklanki cukru jasnego brązowego dobrze rozpuszczalnego (lub pół na pół z białym drobnym),
można dodać troszkę mniej cukru jeśli lubimy mniej słodkie ciasta,
- 1 cukier waniliowy mały (opakowanie chyba 8 gram),
- 1 łyżka brązowego cukru do posypania śliwek,
- opcjonalnie troszkę cynamonu do posypania śliwek (ja nie użyłam).

Włączamy piekarnik na 180 st. C. Dno foremki wykładamy papierem do pieczenia. Boki smarujemy masłem. Umyte śliwki przekrawamy na pół.

Mąkę przesiewamy razem z kakao, proszkiem do pieczenia i solą.

Masło ucieramy z podanymi cukrami (w oryginalnym przepisie podane jest żeby ubijać 3 minuty na najwyższych obrotach miksera, dla mnie było to za mało i ucierałam ok. 5 minut).

Teraz dodajemy jajko. Miksujemy chwilę. 

Następnie dodajemy połowę ilości mleka i połowę mieszanki mąki i kakao. Miksujemy na średnich obrotach do połączenia składników. Dodajemy resztę mąki i mleka. Chwilkę miksujemy do połączenia składników. 

Tak przygotowane ciasto przekładamy do foremki. Układamy śliwki skórką do dołu. Obsypujemy śliwki samym cukrem lub mieszanką cukru i cynamonu.

Pieczemy ok. 50 - 60 minut (na dolnej półce piekarnika). Po wystudzeniu można już cieszyć się wspaniałym smakiem.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Łosoś w papilotach ....

... z cukinią i pomidorami. Ech ostatnio ogarnęło mnie lenistwo. Najchętniej zjadłabym coś dobrego na mieście. Niestety z restauracjami jest tak jak w programie Magdy Gessler Kuchenne rewolucje. Drogo, a restauratorzy nie przejmują się co dają ludziom na talerzu, czy produkty będą dobrej czy wątpliwej jakości, czy będzie smakowało czy nie, czy świeże czy mrożone. Dlaczego w sezonie, kiedy nie ma problemu ze świeżym szpinakiem, jedna z największych pierogarni w Warszawie (i wcale nie najtańszych) używa szpinaku mrożonego. O ile bogatszy byłby smak pierogów i ich walory zdrowotne. A kelnerka zaskoczona gdy pytam o szczegółowy skład sosów. Wspomnę tu też o praskiej knajpie, którą odwiedziliśmy z mężem wczesną wiosną. Mąż dostał zamówionego kotleta odgrzanego na starym tłuszczu, a ja zamiast kurczaka w winie - dwa udka z kurczaka w jakimś czarnym sosie z kilkoma kawałkami pieczarek. Obydwoje wyszliśmy z niesmakiem. Dlatego najlepiej chodzić do sprawdzonych lokali, a najczęściej gotować samemu.

Wracając do przepisu. To jak na razie najlepszy łosoś pieczony jaki zrobiłam. Bardzo aromatyczny i soczysty. W dodatku kompletne, szybkie danie i rybka i warzywa robią się na raz. Do tego najlepiej ugotować ryż. Mi pasował tu jeszcze ogóreczek kiszony.





Potrzebujemy (dla dwóch osób):
- ok. 400 g łososia,
- 2 ząbki czosnku,
- limonka lub cytryna
- cukinia,
- pomidor,
- kilka listków bazylii,
- sól, pieprz cytrynowy
- 4 płaty papieru do pieczenia.




Piekarnik nagrzać do 190 st. C. Łososia dokładnie należy umyć i osuszyć. Pokroić na cztery części - najlepiej tak żeby nie były bardzo długie, bo ciężko będzie zapakować. Solidnie skropić limonką, oprószyć solą i pieprzem cytrynowym. Poukładać na karcie papieru do pieczenia. Czosnek przecisnąć przez praskę i poukładać na łososiu. Jeden ząbek na dwa kawałki. Poukładać na rybie i wokół pokrojoną w kostkę cukinię (kawałki ok. 1 cm). Na to położyć po dwa lub trzy grubsze plasterki pomidora. Obsypać lekko solą warzywa. Na wierzchu ułożyć po dużym listku bazylii. Wszystkie rogi arkusza zebrać do środka i związać nitką kulinarną. Piec ok. 15 - 20 minut.




Lekkie i szybkie dania na upalne dni

sobota, 20 czerwca 2015

Roladki z kurczaka w panierce...

... wg. Ewy Wachowicz czyli mój dzisiejszy obiad. Choć raz nie musiałam się zastanawiać przez pół dnia co zrobić na obiad. Rano otworzyłam facebooka i od razu spodobał mi się te roladki. Składniki kupione więc do roboty:

Potrzebujemy ( na ok 5 niewielkich sztuk):
- 1 podwójna pierś z kurczaka,
- kilka łyżeczek mascarpone,
- kilka suszonych pomidorów z zalewy,
- kilka liści pietruszki,
- kilka plastrów szynki (w oryginale: polędwica bostońska,
ale może być i zwyczajna polska szynka byle cieniutko pokrojona)
- sól, pieprz,
-jajko,
- bułka tarta.

Piersi umyć i oczyścić. Przekroić na pół (wszerz). Rozbić jak na kotlety schabowe. Każdy płat z dwóch stron oprószyć pieprzem i solą. Posmarować mascarpone. Ułożyć po 2 listki pietruszki, szynkę i pomidora suszonego. Zrolować. Gotować na parze przez ok. 20 minut. Lub jak radzi Ewa Wachowicz: zawinąć najpierw w folię spożywczą potem aluminiową. Włożyć do wrzątku na 20 minut.

Następnie lekko przestudzić i obtaczać w jajku i bułce tartej. Smażyć na klarowanym maśle lub dowolnym oleju.

Najlepiej podawać z surówką z sałaty lodowej, pomidora, ogórka, cebuli i koperku z sosem: musztarda, sok z cytryny, oliwa z oliwek, troszkę miodu i sól.

Smacznego :)



czwartek, 7 maja 2015

Piersi z kurczaka pod parmezanową pierzynką

Wracam po dłuższej przerwie spowodowanej obowiązkami zawodowymi Mam nadzieję, że już nie dojdzie do takiej sytuacji, żebym nie miała czasu na to co kocham czyli gotowanie a w szczególności próbowanie nowych przepisów. Tym razem zamieszczam przepis na danie w dwóch opcjach: pierwsza - oryginalna z książki Mary Berry's Cookery Course (którą zresztą nabyłam w TK Max-ie w rewelacyjnej cenie), a druga - to już moja inwencja twórcza. Parmesan-crusted Chicken (oryginalna nazwa potrawy) to propozycja na pyszny, szybki obiad.

Potrzebujemy :
- 1 podwójna pierś z kurczaka (najlepiej zagrodowy),
- 125 g serka śmietankowego kremowego typu philadelphia,
(ja użyłam Arla Apetina)
- 30 g suszonych pomidorów, jeśli z zalewy to osączonych,
- 1 ząbek czosnku,
- skórka z połowy limonki (opcjonalnie),
- 25 g miąższu ze świeżej bułki,
- 25 g startego parmezanu,
- 2 łyżeczki posiekanego szczypiorku,
- 1 czerwona papryka pokrojona w ósemki,
- sól, pieprz,
- olej do posmarowania formy.

Piekarnik nagrzewamy do 200 st. C. Każdą pierś kroimy na pół. Solimy i posypujemy pieprzem. Układamy na posmarowanej olejem blaszce lub innym naczyniu żaroodpornym. W wolne miejsca układamy  paprykę. Upieczona będzie świetnym dodatkiem do piersi.

Suszone pomidory drobno siekamy. W jednej misce mieszamy serek, pomidory, posiekany lub przeciśnięty przez praskę czosnek, skórkę z limonki oraz pieprz.

W blenderze rozdrabniamy miąższ z bułki. Przekładamy do drugiej miski, mieszamy razem ze szczypiorkiem i parmezanem.

Każdą pierś smarujemy mieszanką z serkiem i na to posypujemy przygotowaną powyżej posypką. Lekko dociskamy.

Pieczemy ok. 20 - 25 minut aż pierzynka się zrumieni. Podajemy najlepiej z ryżem.




W drugiej wersji:
- serek śmietankowy zastępujemy serkiem Arla Apetina India (ostatecznie można doprawić serek śmietankowy mieszanką przypraw curry),
- zamiast papryki - używamy ananasa z puszki.

Ta opcja jest równie pyszna i ma ciekawy orientalny smak.

wtorek, 6 stycznia 2015

Nocne pieczenie czyli moja domowa piekarnia

Moją wielką pasją jest pieczenie chleba. Piekę chleby drożdżowe i na zakwasie od 4 lat z różnym skutkiem. Najczęściej piekę wieczorem, żeby rano był gotowy świeży bochenek na śniadanie i kanapki do pracy. Z zazdrością obserwowałam zdjęcia niektórych blogerek czy mistrzów w pieczeniu chleb jak Liska z White Plate. Też chciałam upiec bochenek niemal idealny. I udało się, Wreszcie "załapałam" o co chodzi. I chciałam się podzielić z Wami moimi spostrzeżeniami.



Chleb z orzechami laskowymi i suszonymi śliwkami wg. Hemelmana


Zacznijmy od początku:
1. Produkty takie jak mąka powinny być bardzo dobrej jakości.

2. Chleb wyrabiam robotem planetarnym z końcówką - hak.

3. Naczynie do wyrastania: może być durszlak, czy jakaś miska, a najlepiej specjalny koszyk.

4. Do pieczenia potrzebne będą keksówki, kamień do pieczenia pizzy czy garnek żeliwny. Aktualnie mój garnek żeliwny skończył swój żywot i jestem w trakcie zakupu nowego naczynia tym razem ceramicznego.

5. Do formowania wyrośniętego ciasta używam mąki ryżowej, wtedy aż tak bardzo się nie przykleja do powierzchni deski. Mąką ryżową wysypuję również ściereczkę, w której chleb będzie ostatecznie wyrastał.

6. Przed pieczeniem zakwas powinien być dokarmiony przynajmniej 2 razy w odstępach 12 - godzinnych. Szczególnie jeśli długo leżakował w lodówce.

7. Zgodnie z radą koleżanki - mąkę do ciasta przesiewam, oprócz razowej.

8. W zależności od przepisu oczywiście, ale wyrobione ciasto nie powinno być zbyt gęste i twarde, a lśniące i powiedzmy, że puszyste. Nie może też być za bardzo wodniste.

9. Gotowy bochenek najlepiej naciąć delikatnie nożem w kilku miejscach. Wtedy gdy w piekarniku podpiecze się już skórka, przecięcie nie zablokuje siły wzrostu ciasta od środka.

10. Chleb należy włożyć do dobrze nagrzanego piekarnika.

11. Bochenek musi też być dobrze wyrośnięty, trzeba cierpliwie czekać aż drożdże czy zakwas zrobią swoje.

12. Praktyka.... czyni mistrza :)

Dlatego zachęcam PIECZCIE !!! I nie zrażajcie się porażkami.

Jeżeli masz jakieś swoje spostrzeżenia, umieść w komentarzu. Będę wdzięczna za wszelkie rady.




sobota, 3 stycznia 2015

Udka z kurczaka po indyjsku

Lubię spełniać swoje zachcianki... Dziś wymarzył mi się aromatyczny kurczak ... Na kuchnia lidla znalazłam prosty przepis, który brzmiał smakowicie. Trochę go przerobiłam po swojemu i wyszło pysznie...

Potrzebujemy (na 2 porcje):
- 5 udek z kurczaka (pałek),
- puszka pomidorów pelati,
- 1 małą cebula,
- 30 g świeżego imbiru,
- 2 - 3 ząbki czosnku,
- 1 łyżka soku z cytryny,
- 1 łyżeczka cynamonu,
- ok. 0,5 łyżeczki przyprawy curry,
- ok. 0,5 łyżeczki kurkumy,
- niecałe 0,5 łyżeczki pieprzu cayanne (chyba, że ktoś woli pikantniej - można zwiększyć ilość),
- 150 ml mleczka kokosowego lub kremowego mleczka kokosowego,
- sól,
- 1 łyżka masła,
- 1 łyżka oleju rzepakowego (lub słonecznikowego czy ryżowego)
- ryż basmati,
- garść orzechów nerkowca (opcjonalnie),
- świeża kolendra (opcjonalnie),
- 3/4 szklanki bulionu warzywnego lub drobiowego wymieszane z 1 łyżka przecieru pomidorowego.

Najpierw trybujemy udka. Po oddzieleniu od kości, kroimy na mniejsze kawałki.Lekko solimy.
Cebulę kroimy w malutką kostkę, czosnek siekamy. Imbir ścieramy na tarce o małych oczkach. Na patelni rozgrzewamy masło i olej, wrzucamy cebulę, czosnek i imbir. Smażymy aż cebula się zeszkli. Następnie dodajemy przyprawy i sok z cytryny. Krótko smażymy. Dodajemy rozgniecione widelcem pomidory oraz pomidorowy bulion. Gotujemy przez chwilę. Wrzucamy mięso, mieszamy, przykrywamy pokrywką i dusimy ok. 25 minut. Następnie dodajemy mleko kokosowe i dalej smażymy jeszcze przez kilka minut.

Ryż gotujemy na sypko.

Na ryż przekładamy mięso z sosem. Posypujemy posiekanymi orzechami i jeśli mamy to kolendrą.



Pulpety z kaszą jaglaną podawane z warzywnym spaghetti

Wolny sobotni wieczór to doskonały czas, żeby nadrobić blogowe zaległości. Na pierwszy rzut bardzo zdrowe danie. Przepis znalazłam tutaj. Za pierwszym razem zrobiłam te pulpety ze zwykłym, pszennym makaronem, bo nie miałam obieraczki do julienne. Ale to nie było to. Dlatego postanowiłam sobie kupić nowy gadżet do kuchni. Nie musiałam długo szukać. Sam mi wpadł w ręce podczas zakupów w Factory w jednym z moich ulubionych sklepów. Zrobiłam więc pulpeciki drugi raz i rewelacja... Naprawdę pycha. Polecam. Przepis podaję z moimi drobnymi zmianami.

Potrzebujemy:
Na pulpety:
- ok. 300 g mielonego mięsa drobiowego (piersi z indyka lub kurczak) lub cielęciny,
- ok. 0,5 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej,
- troszkę natki pietruszki,
- 1 jajko,
- 0,5 cebuli cukrowej,
- 1 do 2 ząbków czosnku,
- 1 roztrzepane niecałe małe jajko,
- sól, pieprz, ostra papryka.
Do obtoczenia: mąka pszenna lub ryżowa
Do gotowania: 2 szklanki bulionu

Na sos:
- 1 puszka pomidorów,
- 1 łyżeczka cukru,
- albo porządna garść świeżej bazylii,
- albo suszone zioła: oregano i bazylia.

Warzywne spaghetti:
- 1 lub 2 marchewki,
- 1 lub 2 cukinie,
- 1 łyżeczka cukru.

Pulpety: Cebulę kroimy w małą kostkę. Czosnek siekamy. Podsmażamy na niewielkiej ilości tłuszczu cebulę, a gdy się zeszkli dodajemy czosnek i chwilę razem smażymy. Studzimy. Mięso można zmielić za pomocą blendera kielichowego. Potem mięso przekładam na talerz. A do blendera przekładamy przestudzoną kaszę. Mielimy na gładką masę, dodajemy natkę pietruszki, chwilę miksujemy. Dokładamy mięso, cebulę, czosnek. Miksujemy. Przekładamy do miski. Dodajemy sól, przyprawy oraz jajko. Chwilę wyrabiamy. Teraz można formować pulpety i obtaczać w mące pszennej lub ryżowej. Masa klei się nieco do rąk więc najlepiej jest formować wilgotnymi dłońmi. Gotowe pulpeciki obsmażamy na rumiano na patelni i przekładamy do wrzącego bulionu. Gotujemy ok. 20-25 minut.

W tym czasie robimy sos i spaghetti.

Sos: pomidory rozgniatamy, wrzucamy do rondelka lub garnka i gotujemy ok. 10 minut. Blendujemy. Dodajemy zioła, sól, Jeśli sos jest zbyt rzadki - jeszcze można trochę podgotować, żeby woda wyparowała.

Spaghetti: Marchew obieramy, cukinię solidnie myjemy i obcinamy końcówki. I marchew i cukinie obieramy za pomocą obieraczki do julienne. Marchew wrzucamy na osłodzony wrzątek pierwszą, a po minucie lub dwóch dodajemy cukinię. Po chwili odlewamy warzywa. Jeszcze w durszlaku polewamy oliwą, doprawiamy solą i mieszamy podrzucając.

Na talerz przekładamy spaghetti, pulpeciki i polewamy sosem. Pyszne danie gotowe. Smacznego